W dawnych czasach też nie zawracano sobie głowy zaprawą murarską. Wystarczyło kilka kamyczków odpowiednio dopasować i powstawało takie oto zgrabne sklepienie łukowe bez żadnego cementu.
Starożytna płaskorzeźba w Muzeum wyspy Brač – Herkules z maczugą ze skórą lwa na ramieniu. Podobne wyobrażenie Herkulesa można spotkać w pobliskim kamieniołomie. Kamieniarze uważali Herkulesa za swego protektora.
Na wyspie funkcjonuje kilka kamieniołomów. Wyspa słynie ze swego kamienia. Brački kamen to kamień najwyższej jakości. Od czasów starożytnych wykorzystywany jest na wszelkie możliwe sposoby, od budowy prostych zabudowań gospodarskich, budynków mieszkalnych, murków wokół pół, po najwyższej klasy zabytki architektury czy rzeźbiarstwa. Ze skalistej wyspy Brač pochodzi kamień, z którego zbudowano starożytną Salonę, ogromną stolicę rzymskiej prowincji Dalmacji, poprzedniczkę Splitu. Słynny Pałac Dioklecjana w Splicie również powstał z kamienia z wyspy Brač. Nie bez przesady można powiedzieć, że wyspa Brač wybudowała Split. Wszystkie największe budynki Splitu do XV w. budowane były z materiału pochodzącego z kamieniołomów Brač. Wpisana na listę dziedzictwa UNESCO Katedra św. Jakuba w Szybeniku również powstała z tutejszego budulca. Sława kamienia z Brač wykracza daleko poza granice Chorwacji. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że wyspa Brač to kamieniołom świata. Kamień z wyspy wykorzystywany był do budowy m.in. Białego Domu w Waszyngtonie, Parlamentów w Wiedniu i w Budapeszcie, Pałacu Gubernatora w Trieście, zburzonych bliźniaczych wież World Trade Center. Wydobycie kamienia na wyspie Brač wcale nie zwalnia. Szacuje się, że w ciągu ostatnich 50 lat wydobyto go więcej niż w okresie od czasów Dioklecjana do pierwszej połowy XX w. Wydobycie stało się prostsze. Mechanizacja sprawiła, że tam, gdzie kiedyś trzeba było setki ludzi do wycięcia kamiennego bloku, dziś wystarczy kilku. Obecnie na Brač około 300 pracowników i ich rodzin utrzymuje się z kamieniarstwa.
Ze Škrip pojechałem do Nerežišća. Teraz to tylko większe wioski, ale przez lata były głównymi ośrodkami wyspy Brač. Najpierw Škrip, potem przez osiem wieków Nerežišća i dopiero na końcu, od XIX w., Supetar. I tak w ciągu trzech godzin udało mi się poznać trzy historyczne stolice wyspy Brač.
Drzewko bonsai? Niewielka sosna przerasta przez daszek apsydy kościółka Świętych Piotra i Pawła w Nerežišća. To symbol Nerežišća. Szacuje się, że drzewko ma 150-200 lat.
Najwyższy szczyt wysp adriatyckich zdobyty (Vidova gora, 780 m), a na dole strony, drobnym druczkiem: "można go zdobyć wjeżdżając prostą dróżką samochodem"
;-) Wspaniałe widoki na Hvarski kanal; za cieśniną wyspa Hvar, a zupełnie na horyzoncie majaczy się wyspa Korčula.
Czarna sosna dalmatyńska (Pinus nigra dalmatica) – drzewo charakterystyczne dla wyżej położonych rejonów wyspy Brač.
Złoty Przylądek (Zlatni Rat) – najsłynniejsza plaża Chorwacji. Załapała się nawet do rankingu TripAdvisora dziesięciu najbardziej unikalnych plaż świata. Ponadpółkilometrowy, trójkątny półwysep wrzynający się w morze sprawia, że siedząc na plaży woda otacza nas prawie ze wszystkich stron. Kształt i długość plaży może się zmieniać w zależności od prądów morskich i wiatru. Zazwyczaj najbardziej odległy koniuszek półwyspu jest, podobnie jak na zdjęciu powyżej, lekko odchylony w kierunku wschodnim. Silny wiatr południowo-wschodni sirocco (w Chorwacji zwany jugo) czasami jest w stanie przekręcić końcówkę plaży w kierunku zachodnim.
Na Vidovej gorze plaża Zlatni Rat wydaje się całkiem blisko, jest widoczna doskonale, jednak, żeby się tam dostać, trzeba zjechać z powrotem w kierunku centrum wyspy i długim łukiem przez góry jechać do miejscowości Bol. W sumie 31 km. Zanim dane mi było pokontemplować urodę plażowiczek, postanowiłem pokontemplować rzeczywistość z prawdziwymi pustelnikami. Postanowiłem oddać się medytacjom w Pustelni Blaca (Pustinja Blaca). Niestety droga do samotni prosta nie jest. Tak jak na Vidovą gorę wygodnie wjedziemy asfaltową dróżką, tak dotarcie do Pustelni Blaca wymaga już nieco większego wysiłku. Kierując się znakami, z asfaltu zjechałem w lewo na drogę gruntową. Kamienista dróżka okazała się szlakiem krętym, wąskim i wyboistym. W tym momencie już na poważnie zacząłem się obawiać o stan wypożyczonego samochodu. Na samochodach może się nie znam, ale jednego jestem pewien. Skoda Fabia z pewnością samochodem terenowym nie jest. Samochód oczywiście był ubezpieczony od podstawowych uszkodzeń, przynajmniej tak założyłem, bez wahania podpisując umowę najmu. Jednak nawet bez czytania kilkustronicowej fachowej umowy po angielsku, można było spokojnie założyć, że ewentualna szczodrość ubezpieczyciela kończy się w momencie zjazdu z asfaltu na drogę gruntową. Kamyczki strzelały pod kołami, gałęzie tarły po masce, wyboje wypełnione wodą. Niedawne ulewy, które doprowadziły do tragicznych powodzi w Serbii, dotarły i tutaj. Nie za bardzo wiadomo, jak je pokonywać, żeby podwozie nie ucierpiało. Tak, to o podwozie drżałem najbardziej. Jedno, co wiedziałem na pewno, to to, że podwozie w ogóle mam nie ubezpieczone, nawet na asfalcie. Odcinek 3-4 km jechałem pół godziny, ostrożnie, z nosem przylepionym do szyby. Już myślałem, że pomyliłem drogę, już chciałem się wycofać, aż w końcu Pan zesłał znak:
„Pustinja Blaca. Glagoljaški samostan”, czyli „Pustelnia Blaca. Głagolicki klasztor”. Klasztor głagolicki, czyli pielęgnujący specyficzny, chorwacki obrządek chrześcijański oparty na piśmie zwanym głagolicą.
Same pętelki i oczka. W porównaniu do alfabetu głagolickiego, dzisiejsze pismo to prościzna.
Głagolica to najstarsze pismo słowiańskie, podobno wymyślone przez św. Cyryla, którego ze szkoły nieodłącznie kojarzymy z jego bratem, św. Metodym. Podczas, gdy w innych krajach południowosłowiańskich, głagolica stopniowo zastępowana była cyrylicą lub łacinką, w Chorwacji utrzymała się o wiele dłużej. W ogóle przez długi okres Chorwacja była jedynym krajem, w którym jednocześnie używano trzech alfabetów: głagolicy, cyrylicy i łacinki. Przez wieki wszędzie w liturgii katolickiej niezmiennie dominowała łacina. W kościele nie można było używać języków narodowych; z wyjątkiem Chorwacji. Papież Innocenty IV w 1248 r. nadał Chorwatom przywilej używania podczas liturgii swojego ojczystego języka oraz pisma głagolickiego. Przywilej ten, jako unikatowy, trwał 7 stuleci, aż dopiero Sobór Watykański II w latach 1962–1965 wprowadził oficjalnie inne języki narodowe do katolickiej liturgii. Sam alfabet głagolicki znacznie przekroczył granice obrządku. Był nie tylko alfabetem obowiązującym w księgach kościelnych, ale stał się również alfabetem świeckim, narodowym dla języka starochorwackiego. W swej pierwotnej, liturgicznej funkcji głagolica przetrwała w Chorwacji do XX w. Natomiast jako alfabet świecki głagolica jest martwa od prawie 400 lat. Wraz z zanikiem jej praktycznego użycia stała się pismem symbolicznym, znakiem narodowej tożsamości, synonimem chorwackości. (za Barbara Oczkowa, Głagolityzm i neogłagolityzm w Chorwacji, w: Biuletyn Polskiego Towarzystwa Językoznawczego, ss. 57-63); całość tego niezwykle ciekawego artykułu można pobrać tutaj: http://www.ptj.civ.pl/component/option, ... ew/gid,18/
Słońce w zenicie, skwar doskwiera, a do klasztoru jeszcze 2,5 km. Trampki zmieniłem na buty trekkingowe. Nie wyobrażam sobie dojścia do pustelni w sandałach, trampkach, czy nawet w adidasach. Nie jestem jakimś ortodoksem w zakresie używania specjalistycznego obuwia, ale tutaj rzeczywiście się przydało. Część szlaku wyłożona jest po prostu kamieniami wielkości pięści. Wszystko to ma ostre krawędzie, przesuwa się pod nogami, łatwo o jakiś uraz lub kontuzję.
Pół godziny wędrówki w upale w głąb Doliny Blaca. Cała czapeczka zdążyła mi się spocić. W końcu w oddali, w bardzo dalekiej oddali, widać morze.
Wcześniej jednak wyłania się niesamowita, magiczna budowla. W tym odosobnionym i niedostępnym miejscu (przypomnę, pół godziny jechałem po wertepach, potem pół godziny przechadzki po kamienistej ścieżce), na stromym zboczu wyrasta pionowa, lita skała, a do niej jakby przylepiona i tworząca z nią jedność – Pustelnia Blaca. Z miejsca tego emanuje niewiarygodny spokój i dostojeństwo.
To niezwykłe miejsce kontemplacji założone zostało ponad 400 lat temu przez głagolskich duchownych, którzy przybyli na wyspę Brač ze stałego lądu chorwackiego, uciekając przed inwazją turecką. Erem powstał w miejscu bardzo niedostępnym. Można się tu dostać tylko na dwa sposoby, tak jak ja, schodząc ze szczytu doliny lub można wykupić rejs z Bol i potem wspinać się od strony morza. Z tej czy z innej strony zawsze to pół godziny wędrówki po górach. Morze jest widoczne, ale to tylko złudna bliskość. Najbliższe zamieszkałe miejsce to Nerežišća, oddalona o około 11 km.
Gdy już troszkę odsapnąłem po trudach wycieczki, zakołatałem do drzwi. Nic. No to jeszcze raz stukam. Po pewnym czasie wychyliła się głowa około czterdziestoletniego mężczyzny. W ogóle nie przypomniał mnicha, współczesne ubranie, buty turystyczne. Głowa rozejrzała się w prawo i w lewo, a potem spytała ze zdziwieniem po angielsku:
- Ty sam? - No tak, sam.
Pewnie się spodziewał, że mu tu cała wycieczka z Bol zjechała. Rozczarowany podrapał się po brodzie.
- No dobra, to właź. A skąd jesteś? - A z Polski.
Tu wyraźnie się ucieszył. Widać, że angielski nie za bardzo mu leżał:
- Dobrze, to ja teraz oprowadzę cię po pustelni. Będę bardzo wolno opowiadał po chorwacku, a jak czegoś nie zrozumiesz, to bardzo wolno spytasz mnie po polsku.
Szybko się zgodziłem i przyznam się, że ten lingwistyczny pomysł sprawdził się znakomicie. Zrozumiałem przynajmniej 2/3 z jego opowieści, a opowieść i wnętrza przerosły moje oczekiwania. Wcześniej nastawiałem się tylko na wizytę w miejscu pięknym widokowo. Chciałem zobaczyć klasztor przyczepiony do pionowej skały, w zielonej dolinie, z widokiem na morze. Chorwacja zgłosiła to miejsce do wpisu na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Nie spodziewałem się jednak takich wnętrz, a w zasadzie nie spodziewałem się tak komfortowych wnętrz, zupełnie nieprzystających do mojego wyobrażenia o skromnym życiu mnichów. We wnętrzach nie można robić zdjęć, więc trochę poopowiadam. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to kilka historycznych ciężarków do ćwiczeń fizycznych, zupełnie jak z przedwojennego cyrku. Dwie żelazne kule połączone gryfem, jeden lity kawałek żelaza. Kilka ciężarków różnej wielkości, ale nawet ten największy był względnie mały. Przymierzyłem się do największego, zapominając, że prawdopodobnie jest to jakiś obiekt muzealny, i zgiąłem się pod jego ciężarem.
- 50 kilogramów – zaśmiał się mój przewodnik. – Jak widzisz mnisi mieli swój fitness club.
Co jeszcze mieli mnisi, a w zasadzie ostatni z nich i najsławniejszy, Nikola Miličević. Na przykład pięknie rzeźbione łoże i meble z drewna orzechowego, obrazy, zegary, dużą żeliwną wannę, ... fortepian koncertowy.
- Ale jak to w ogóle możliwe? – spytałem zdumiony – przecież przed chwilą szedłem tą ścieżką dla kozic. Jak u licha po tych zboczach górskich przytargano ogromny fortepian?
Przewodnik tylko się uśmiechnął. – Wszystko, co znajduje się w pustelni zostało dostarczone na barkach ludzi, koni, bądź osłów. Nierzadko było to okupione wielogodzinnym wysiłkiem. Fortepian podobno niesiono 8 godzin od strony Zatoki Blaca. Ciekawe, jak długo niesiono półtonowy teleskop. W pustelni są dwa takie teleskopy, jeden zainstalowany, drugi w skrzyni. I to nie jest wcale jakiś zabawkowy teleskop; normalny, profesjonalny teleskop. Don Nikola Miličević zmarł w 1963 r., ale teleskop z Blacy do dziś pozostaje trzecim, najsilniejszym teleskopem w Chorwacji. Miličević był naukowcem o rozległych zainteresowaniach. Przede wszystkim był jednak mnichem. W Blacy tradycja ta przekazywana była przez wieki. I to najczęściej w obrębie rodziny. Bratanek kolejnego opiekuna Blacy jechał do Wiednia studiować teologię, a potem wracał i sam stawał się kustoszem pustelni. Don Nikola był także astronomem i pisarzem. W pustelni miał obserwatorium astronomiczne, miał księgozbiór na 12.000 woluminów (niektóre księgi to unikaty pisane w głagolicy, dużo książek astronomicznych i rozpraw o rolnictwie). Z tego odosobnionego miejsca korespondował z naukowcami z całego świata. Wystawiona jest jego korespondencja z Wiedniem, Waszyngtonem i innymi miejscami. Moją uwagę przykuło jednak pięknie ilustrowane dzieło autora o swojsko brzmiącym nazwisku, Nicolaus Copernicus.
Mój przewodnik uśmiechnął się złośliwie:
- Ten Copernicus to Czech. Odgryzłem się: - Niektórzy mówią, że Niemiec – Ciekawe, co by powiedział, gdyby się dowiedział, że Kopernik tak naprawdę była kobietą.
Duże wrażenie robi pomieszczenie kuchenne. Z zewnątrz pustelnia wygląda jak dobudowana do skały. W rzeczywistości stanowi z nią jedność. Połowa kuchni to pieczara w skale z paleniskiem i wydrążonym nad nim 7-metrowym kominem, a połowa dobudowany pokój. Dzięki takiej naturalnej klimatyzacji, w eremie przez cały rok panuje wyrównana temperatura, w lecie jest przyjemnie chłodno, a w zimie przyjemnie ciepło. Ponadto, piękne widoki z okna, góry i morze, rekompensują samotność.
Pustelnia jednoczyła pobliskie wspólnoty mieszkańców. Była tu i szkoła podstawowa i kościółek. Do dzisiaj w pierwszą sobotę po Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny schodzą się tu pielgrzymi z okolicznych wiosek i odbywa się jedyna w ciągu roku msza święta.
Na tym względnie niekorzystnym terenie mnisi stworzyli wysoko rozwiniętą wspólnotę duchową i gospodarczą. Byli prawie samowystarczalni. Uprawiali pszenicę, oliwki, winorośl, hodowali pszczoły i owce. Gdy czegoś nie umieli wytworzyć, kupowali to na zewnątrz, ale zawsze bez użycia pieniądza. Tylko na zasadzie wymiany, towar za towar. Zobaczyłem sierp i postanowiłem się pochwalić, że już wiem jak jest sierp po chorwacku:
- Srp – mówię. - Nie srp, tylko „serp” (coś jak Serb) – sprostował mój przewodnik. W piśmie może i nie ma samogłosek, ale w wymowie słychać je wyraźnie.
To było fascynujące doświadczenie. Pustelnia Blaca jest prawdopodobnie najciekawszym miejscem na wyspie Brač, ale pora się zbierać. Niestety, droga z powrotem jest pod górkę, ale jakoś doczłapałem. W międzyczasie samochód zamienił się w piekarnik. Pootwierałem drzwi, rozkręciłem klimę na maksa i po 5 minutach już dało się wejść.
Wracałem trochę dłużej. Natknąłem się na krowy samodzielnie wracające do domu. I tak jak starsze krowy przed samochodem spokojnie schodziły na bok, tak nijak nie mogłem wyminąć młodego cielaczka. Bał się samochodu i uciekał środkiem drogi. W końcu się zmiłował i uciekł na górę.
Dalej wygodną drogą pojechałem do Bol. Droga jest może wygodna dla doświadczonego kierowcy, ale ja nigdy nie jeździłem pod górkę lub w dół serpentynami górskimi. Po pewnym czasie staje się to męczące. Droga jest niby normalna, tyle, że ma 20 zakrętów w ciągu 5 minut. Ma piękny, gładki asfalt, pobocze i rów, zupełnie jak w Polsce, z tą różnicą, że rów jest w zasadzie przepaścią. Widoki wspaniałe, ale w zasadzie ich nie zauważałem. Musiałem się skupić na kierowaniu. Nie było marginesu błędu w rodzaju, że jak się pomylę, to najwyżej wjadę w pole. Rozśmieszyło mnie ograniczenie prędkości – 60 kilometrów na godzinę. W Polsce mam problem, żeby zbytnio nie przekraczać prędkości, tutaj miałem problem, żeby w ogóle osiągnąć te 60 kilometrów na godzinę. Dopiero po kilku dniach byłem w stanie jeździć na poziomie chorwackich ograniczeń prędkości.
Plaża Zlatni Rat. To, co z Vidovej gory wydawało się rajską, piaszczystą plażą, okazało się, charakterystyczną dla Chorwacji, plażą kamyczkową. Kamyczki są jednak na tyle drobne, że nie przeszkadzają w spacerach lub plażowaniu.
Widok z plaży na Vidovą gorę (góra z lewej strony z masztem telewizyjnym).
Na nasady plaży Zlatni Rat, w jej wschodniej części, jest plaża dla naturystów.
Plaża Zlatni Rat to raj dla kitesurferów. Pan miał trochę trudności z postawieniem latawca.
To co było malutkie z Vidovej gory, tutaj okazało się ogromną plażą. Nawet stojąc na krańcu plaży, ciężko mi było zrobić zdjęcie, przy użyciu standardowego obiektywu, żeby morze było widoczne i z lewej i z prawej strony plaży.
Gdy już panu się udało postawić latawiec, zaprezentował efektowny odjazd. Nie sądziłem, że kite’y są tak szybkie. W zasadzie po minucie był w połowie drogi pomiędzy wyspą Brač a wyspą Hvar.
Dość plażowania. Trzeba się zbierać, bo mi ostatni prom odpłynie. Powrót był odpoczynkowy. Po serpentynach w okolicy Bolu, spodziewałem się podobnych serpentyn w pobliżu Supetar. W końcu jakoś trzeba zjechać na niżej położone wybrzeże. Tu jednak okazało się, że zjazd do Supetar to po prostu długa prosta w dół. Można wyłączyć silnik, a samochód sam jedzie w dół na autopilocie bez żadnego skrętu.
Smutno odpływać z tego wspaniałego miejsca, gdzie przyroda, historia i ludzie tak zgodnie współżyją. Szkoda opuszczać te piękne krajobrazy wyspy Brač, ale nie ma wyjścia, gdy chce się obejrzeć piękne krajobrazy również gdzie indziej.
Praktykalia, czyli jak powyższe zrealizować w praktyce:
Prom na wyspę Brač:
Połączenia promowe Jadroliniji z wyspami opisałem w poprzednim odcinku. Bilet powrotny kupowałem w Supetar.
Komunikacja na wyspie Brač:
Po wyspie podróżowałem samochodem, co jest najwygodniejsze. Teoretycznie moją trasę można przejechać przy użyciu transportu publicznego, jednak wycieczka po wyspie wydłużyłaby się wtedy do kilku dni. Również odcinki piesze byłyby wtedy dłuższe. Gdyby jednak ktoś chciał skorzystać z autobusów, powinien odwiedzić poniższą stronę:
https://www.autotrans.hr/en-us/home - komunikację autobusową na wyspie zapewnia Autotrans. To również największy przewoźnik autobusowy w Chorwacji. Na stronie Autotrans możemy sprawdzić rozkłady i kupić bilety autobusowe. Na przykład, z Supetar do Bol jest 8 autobusów dziennie, podróż trwa 1h-1h10 min., bilet kosztuje 40 kun (ok. 21 zł). Opłaca się od razu kupić bilet powrotny, 50 kun (ok. 26 zł). Z Supetar do Škrip odjeżdżają tylko dwa autobusy dziennie, w dodatku z samego rana, podróż trwa 15 minut, koszt 22 kuny (ok. 12 zł). Do Nerežišća z Supetar dojedziemy autobusami, które zmierzają w kierunku Bol, 15-20 minut, 22 kuny (ok. 12 zł).
http://www.bol.hr/info.pdf - w pdf; wszelkie możliwe użyteczne adresy w Bol, telefony i strony internetowe; 9 stron spisu hoteli, kempingów, restauracji, kawiarni, cukierni, sklepów, supermarketów, agencji turystycznych, stacji benzynowych, banków.
Muzeum Wyspy Brač w Škrip czynne jest codziennie od 8 do 20. Bilet wstępu kosztuje 15 kun (ok. 8 zł), 5 kun (ok. 3 zł) dla dzieci do lat 14. Można tu nabyć ilustrowany przewodnik po wyspie Brač za 130 kun (ok. 69 zł) wydawnictwa Biseri Jadrana (po angielsku). Warto.
Dojazd do Pustelni Blaca:
Na mapie Googla, nawet przy największym zbliżeniu, droga do pustelni nie jest oznaczona. Widoczna jest tylko asfaltowa droga nr 6191. Z niej trzeba skręcić w prawo w drogę gruntową (zaznaczona na czerwono na poniższym zdjęciu). Po ok. 3-4 km będzie parking. Stąd, już tylko ok. 2,5 km spaceru w głąb Doliny Blaca (zaznaczony na niebiesko na poniższym zdjęciu).
Droga gruntowa jest widoczna na zdjęciu satelitarnym:
Czekam z niecierpliwością na dalszą relację z mojej ukochanej Chrowacji - za to ja już za półtora tygodniu znowu Split
:D do tego Dubrovnik, Omis oraz BiH
:)
lukas63 napisał:Czekam z niecierpliwością na dalszą relację z mojej ukochanej Chrowacji - za to ja już za półtora tygodniu znowu Split
:D do tego Dubrovnik, Omis oraz BiH
:)Z tego wszystkiego tylko Split zwiedzałem; trzeciego dnia wycieczki, więc pewnie nie zdążę opisać przed Twoim wyjazdem. Zwiedzałem trochę standardowo, czyli Pałac Dioklecjana. Chociaż może i niestandardowo, bo spotkałem samego Dioklecjana
;-) polecam w południe przyjść do Perystylu
;-) Warto też wspiąć się schodami na punkt widokowy we wschodniej części Półwyspu Marjan i zasiąść w kawiarni z czymś orzeźwiającym
:-) Widok na cały Split i ogromne promy Jadroliniji
:-)
lukas63 napisał:A byłeś w Sibeniku? jak nie to polecam na następny wyjazd
;) dla mnie to najlepsze miasto Chorwacji - najbardziej chorwackie
;)Byłem, byłem, niestety tylko w ... Lidlu
;-) więc w zasadzie nie byłem
;-) Trzeciego dnia wycieczki przejechałem w okolicę Szybenika. Tego dnia zwiedzałem też Split i Trogir, więc ubolewam, ale na sam Szybenik nie starczyło już czasu. Jednak na następnym wyjeździe na pewno skorzystam z Twojej rekomendacji
:-)
Grzegorz40 napisał:W hotelu zamiast spać poszedłem „reperować” samochód, to znaczy szukać włącznika normalnych świateł oraz próbować odkręcić wlew paliwa. Bez tego na dłuższą metę ani rusz. Nic nie działa. Ciągnę, kręcę, włączam, wyłączam, wszystko na nic. Naprawdę coś popsułem. Ponaddwustustronicowa instrukcja obsługi Skody Fabii, niestety po chorwacku, również nie okazała się pomocna. I to pomimo licznych obrazków. Na szczęście w nieocenionym Internecie znalazłem identyczną instrukcję po polsku. Jakież to było proste. Chyba do końca życia zapamiętam: przekręcić kluczyk w lewo, wyjąć kluczyk, przekręcić korek w lewo. Wreszcie mogłem usnąć snem sprawiedliwego.He, he, dla wieloletniego użytkownika Fabci, takie rzeczy wydają się oczywistą, oczywistością. Podróż nieznanym autem może jednak sprawić sporo kłopotów. Przy następnych problemach z tą marką, pytaj od razu na forum
:) Co do samej relacji, to bardzo lubię takie szczegółowe opisy, a sam kierunek kusi mnie od dawna. Czekam na dalszy ciąg i może szala się wreszcie przeważy ...
maczala1 napisał:Podróż nieznanym autem może jednak sprawić sporo kłopotów. Przy następnych problemach z tą marką, pytaj od razu na forum
:)Ha ha, pierwsze, co zrobiłem, to spojrzałem właśnie na jakieś forum motoryzacyjne. Tam mnie tylko skutecznie przestraszyli
;-) bo okazało się, że ten korek czy klapka do wlewu w Fabii bardzo często się psuje. No i przekonany, że naprawdę coś popsułem o 12 w nocy wróciłem do lektury instrukcji obsługi
;-)
Bardzo fajna relacja. Napisana z humorem i w żywym, soczystym stylu. A do tego zawiera sporo ciekawostek i informacji historyczno-krajoznawczych. Osobno zebrane praktykalia to świetny pomysł. Zdjęcia również bardzo mi się podobały. Będzie dalszy ciąg?
W dawnych czasach też nie zawracano sobie głowy zaprawą murarską. Wystarczyło kilka kamyczków odpowiednio dopasować i powstawało takie oto zgrabne sklepienie łukowe bez żadnego cementu.
Starożytna płaskorzeźba w Muzeum wyspy Brač – Herkules z maczugą ze skórą lwa na ramieniu. Podobne wyobrażenie Herkulesa można spotkać w pobliskim kamieniołomie. Kamieniarze uważali Herkulesa za swego protektora.
Na wyspie funkcjonuje kilka kamieniołomów. Wyspa słynie ze swego kamienia. Brački kamen to kamień najwyższej jakości. Od czasów starożytnych wykorzystywany jest na wszelkie możliwe sposoby, od budowy prostych zabudowań gospodarskich, budynków mieszkalnych, murków wokół pół, po najwyższej klasy zabytki architektury czy rzeźbiarstwa. Ze skalistej wyspy Brač pochodzi kamień, z którego zbudowano starożytną Salonę, ogromną stolicę rzymskiej prowincji Dalmacji, poprzedniczkę Splitu. Słynny Pałac Dioklecjana w Splicie również powstał z kamienia z wyspy Brač. Nie bez przesady można powiedzieć, że wyspa Brač wybudowała Split. Wszystkie największe budynki Splitu do XV w. budowane były z materiału pochodzącego z kamieniołomów Brač. Wpisana na listę dziedzictwa UNESCO Katedra św. Jakuba w Szybeniku również powstała z tutejszego budulca. Sława kamienia z Brač wykracza daleko poza granice Chorwacji. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że wyspa Brač to kamieniołom świata. Kamień z wyspy wykorzystywany był do budowy m.in. Białego Domu w Waszyngtonie, Parlamentów w Wiedniu i w Budapeszcie, Pałacu Gubernatora w Trieście, zburzonych bliźniaczych wież World Trade Center. Wydobycie kamienia na wyspie Brač wcale nie zwalnia. Szacuje się, że w ciągu ostatnich 50 lat wydobyto go więcej niż w okresie od czasów Dioklecjana do pierwszej połowy XX w. Wydobycie stało się prostsze. Mechanizacja sprawiła, że tam, gdzie kiedyś trzeba było setki ludzi do wycięcia kamiennego bloku, dziś wystarczy kilku. Obecnie na Brač około 300 pracowników i ich rodzin utrzymuje się z kamieniarstwa.
Ze Škrip pojechałem do Nerežišća. Teraz to tylko większe wioski, ale przez lata były głównymi ośrodkami wyspy Brač. Najpierw Škrip, potem przez osiem wieków Nerežišća i dopiero na końcu, od XIX w., Supetar. I tak w ciągu trzech godzin udało mi się poznać trzy historyczne stolice wyspy Brač.
Drzewko bonsai? Niewielka sosna przerasta przez daszek apsydy kościółka Świętych Piotra i Pawła w Nerežišća. To symbol Nerežišća. Szacuje się, że drzewko ma 150-200 lat.
Najwyższy szczyt wysp adriatyckich zdobyty (Vidova gora, 780 m), a na dole strony, drobnym druczkiem: "można go zdobyć wjeżdżając prostą dróżką samochodem" ;-) Wspaniałe widoki na Hvarski kanal; za cieśniną wyspa Hvar, a zupełnie na horyzoncie majaczy się wyspa Korčula.
Czarna sosna dalmatyńska (Pinus nigra dalmatica) – drzewo charakterystyczne dla wyżej położonych rejonów wyspy Brač.
Złoty Przylądek (Zlatni Rat) – najsłynniejsza plaża Chorwacji. Załapała się nawet do rankingu TripAdvisora dziesięciu najbardziej unikalnych plaż świata. Ponadpółkilometrowy, trójkątny półwysep wrzynający się w morze sprawia, że siedząc na plaży woda otacza nas prawie ze wszystkich stron. Kształt i długość plaży może się zmieniać w zależności od prądów morskich i wiatru. Zazwyczaj najbardziej odległy koniuszek półwyspu jest, podobnie jak na zdjęciu powyżej, lekko odchylony w kierunku wschodnim. Silny wiatr południowo-wschodni sirocco (w Chorwacji zwany jugo) czasami jest w stanie przekręcić końcówkę plaży w kierunku zachodnim.
Na Vidovej gorze plaża Zlatni Rat wydaje się całkiem blisko, jest widoczna doskonale, jednak, żeby się tam dostać, trzeba zjechać z powrotem w kierunku centrum wyspy i długim łukiem przez góry jechać do miejscowości Bol. W sumie 31 km. Zanim dane mi było pokontemplować urodę plażowiczek, postanowiłem pokontemplować rzeczywistość z prawdziwymi pustelnikami. Postanowiłem oddać się medytacjom w Pustelni Blaca (Pustinja Blaca). Niestety droga do samotni prosta nie jest. Tak jak na Vidovą gorę wygodnie wjedziemy asfaltową dróżką, tak dotarcie do Pustelni Blaca wymaga już nieco większego wysiłku. Kierując się znakami, z asfaltu zjechałem w lewo na drogę gruntową. Kamienista dróżka okazała się szlakiem krętym, wąskim i wyboistym. W tym momencie już na poważnie zacząłem się obawiać o stan wypożyczonego samochodu. Na samochodach może się nie znam, ale jednego jestem pewien. Skoda Fabia z pewnością samochodem terenowym nie jest. Samochód oczywiście był ubezpieczony od podstawowych uszkodzeń, przynajmniej tak założyłem, bez wahania podpisując umowę najmu. Jednak nawet bez czytania kilkustronicowej fachowej umowy po angielsku, można było spokojnie założyć, że ewentualna szczodrość ubezpieczyciela kończy się w momencie zjazdu z asfaltu na drogę gruntową. Kamyczki strzelały pod kołami, gałęzie tarły po masce, wyboje wypełnione wodą. Niedawne ulewy, które doprowadziły do tragicznych powodzi w Serbii, dotarły i tutaj. Nie za bardzo wiadomo, jak je pokonywać, żeby podwozie nie ucierpiało. Tak, to o podwozie drżałem najbardziej. Jedno, co wiedziałem na pewno, to to, że podwozie w ogóle mam nie ubezpieczone, nawet na asfalcie. Odcinek 3-4 km jechałem pół godziny, ostrożnie, z nosem przylepionym do szyby. Już myślałem, że pomyliłem drogę, już chciałem się wycofać, aż w końcu Pan zesłał znak:
„Pustinja Blaca. Glagoljaški samostan”, czyli „Pustelnia Blaca. Głagolicki klasztor”. Klasztor głagolicki, czyli pielęgnujący specyficzny, chorwacki obrządek chrześcijański oparty na piśmie zwanym głagolicą.
Same pętelki i oczka. W porównaniu do alfabetu głagolickiego, dzisiejsze pismo to prościzna.
Głagolica to najstarsze pismo słowiańskie, podobno wymyślone przez św. Cyryla, którego ze szkoły nieodłącznie kojarzymy z jego bratem, św. Metodym. Podczas, gdy w innych krajach południowosłowiańskich, głagolica stopniowo zastępowana była cyrylicą lub łacinką, w Chorwacji utrzymała się o wiele dłużej. W ogóle przez długi okres Chorwacja była jedynym krajem, w którym jednocześnie używano trzech alfabetów: głagolicy, cyrylicy i łacinki. Przez wieki wszędzie w liturgii katolickiej niezmiennie dominowała łacina. W kościele nie można było używać języków narodowych; z wyjątkiem Chorwacji. Papież Innocenty IV w 1248 r. nadał Chorwatom przywilej używania podczas liturgii swojego ojczystego języka oraz pisma głagolickiego. Przywilej ten, jako unikatowy, trwał 7 stuleci, aż dopiero Sobór Watykański II w latach 1962–1965 wprowadził oficjalnie inne języki narodowe do katolickiej liturgii. Sam alfabet głagolicki znacznie przekroczył granice obrządku. Był nie tylko alfabetem obowiązującym w księgach kościelnych, ale stał się również alfabetem świeckim, narodowym dla języka starochorwackiego. W swej pierwotnej, liturgicznej funkcji głagolica przetrwała w Chorwacji do XX w. Natomiast jako alfabet świecki głagolica jest martwa od prawie 400 lat. Wraz z zanikiem jej praktycznego użycia stała się pismem symbolicznym, znakiem narodowej tożsamości, synonimem chorwackości. (za Barbara Oczkowa, Głagolityzm i neogłagolityzm w Chorwacji, w: Biuletyn Polskiego Towarzystwa Językoznawczego, ss. 57-63); całość tego niezwykle ciekawego artykułu można pobrać tutaj:
http://www.ptj.civ.pl/component/option, ... ew/gid,18/
Słońce w zenicie, skwar doskwiera, a do klasztoru jeszcze 2,5 km. Trampki zmieniłem na buty trekkingowe. Nie wyobrażam sobie dojścia do pustelni w sandałach, trampkach, czy nawet w adidasach. Nie jestem jakimś ortodoksem w zakresie używania specjalistycznego obuwia, ale tutaj rzeczywiście się przydało. Część szlaku wyłożona jest po prostu kamieniami wielkości pięści. Wszystko to ma ostre krawędzie, przesuwa się pod nogami, łatwo o jakiś uraz lub kontuzję.
Pół godziny wędrówki w upale w głąb Doliny Blaca. Cała czapeczka zdążyła mi się spocić. W końcu w oddali, w bardzo dalekiej oddali, widać morze.
Wcześniej jednak wyłania się niesamowita, magiczna budowla. W tym odosobnionym i niedostępnym miejscu (przypomnę, pół godziny jechałem po wertepach, potem pół godziny przechadzki po kamienistej ścieżce), na stromym zboczu wyrasta pionowa, lita skała, a do niej jakby przylepiona i tworząca z nią jedność – Pustelnia Blaca. Z miejsca tego emanuje niewiarygodny spokój i dostojeństwo.
To niezwykłe miejsce kontemplacji założone zostało ponad 400 lat temu przez głagolskich duchownych, którzy przybyli na wyspę Brač ze stałego lądu chorwackiego, uciekając przed inwazją turecką. Erem powstał w miejscu bardzo niedostępnym. Można się tu dostać tylko na dwa sposoby, tak jak ja, schodząc ze szczytu doliny lub można wykupić rejs z Bol i potem wspinać się od strony morza. Z tej czy z innej strony zawsze to pół godziny wędrówki po górach. Morze jest widoczne, ale to tylko złudna bliskość. Najbliższe zamieszkałe miejsce to Nerežišća, oddalona o około 11 km.
Gdy już troszkę odsapnąłem po trudach wycieczki, zakołatałem do drzwi. Nic. No to jeszcze raz stukam. Po pewnym czasie wychyliła się głowa około czterdziestoletniego mężczyzny. W ogóle nie przypomniał mnicha, współczesne ubranie, buty turystyczne. Głowa rozejrzała się w prawo i w lewo, a potem spytała ze zdziwieniem po angielsku:
- Ty sam?
- No tak, sam.
Pewnie się spodziewał, że mu tu cała wycieczka z Bol zjechała. Rozczarowany podrapał się po brodzie.
- No dobra, to właź. A skąd jesteś?
- A z Polski.
Tu wyraźnie się ucieszył. Widać, że angielski nie za bardzo mu leżał:
- Dobrze, to ja teraz oprowadzę cię po pustelni. Będę bardzo wolno opowiadał po chorwacku, a jak czegoś nie zrozumiesz, to bardzo wolno spytasz mnie po polsku.
Szybko się zgodziłem i przyznam się, że ten lingwistyczny pomysł sprawdził się znakomicie. Zrozumiałem przynajmniej 2/3 z jego opowieści, a opowieść i wnętrza przerosły moje oczekiwania. Wcześniej nastawiałem się tylko na wizytę w miejscu pięknym widokowo. Chciałem zobaczyć klasztor przyczepiony do pionowej skały, w zielonej dolinie, z widokiem na morze. Chorwacja zgłosiła to miejsce do wpisu na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Nie spodziewałem się jednak takich wnętrz, a w zasadzie nie spodziewałem się tak komfortowych wnętrz, zupełnie nieprzystających do mojego wyobrażenia o skromnym życiu mnichów. We wnętrzach nie można robić zdjęć, więc trochę poopowiadam. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to kilka historycznych ciężarków do ćwiczeń fizycznych, zupełnie jak z przedwojennego cyrku. Dwie żelazne kule połączone gryfem, jeden lity kawałek żelaza. Kilka ciężarków różnej wielkości, ale nawet ten największy był względnie mały. Przymierzyłem się do największego, zapominając, że prawdopodobnie jest to jakiś obiekt muzealny, i zgiąłem się pod jego ciężarem.
- 50 kilogramów – zaśmiał się mój przewodnik. – Jak widzisz mnisi mieli swój fitness club.
Co jeszcze mieli mnisi, a w zasadzie ostatni z nich i najsławniejszy, Nikola Miličević. Na przykład pięknie rzeźbione łoże i meble z drewna orzechowego, obrazy, zegary, dużą żeliwną wannę, ... fortepian koncertowy.
- Ale jak to w ogóle możliwe? – spytałem zdumiony – przecież przed chwilą szedłem tą ścieżką dla kozic. Jak u licha po tych zboczach górskich przytargano ogromny fortepian?
Przewodnik tylko się uśmiechnął. – Wszystko, co znajduje się w pustelni zostało dostarczone na barkach ludzi, koni, bądź osłów. Nierzadko było to okupione wielogodzinnym wysiłkiem. Fortepian podobno niesiono 8 godzin od strony Zatoki Blaca. Ciekawe, jak długo niesiono półtonowy teleskop. W pustelni są dwa takie teleskopy, jeden zainstalowany, drugi w skrzyni. I to nie jest wcale jakiś zabawkowy teleskop; normalny, profesjonalny teleskop. Don Nikola Miličević zmarł w 1963 r., ale teleskop z Blacy do dziś pozostaje trzecim, najsilniejszym teleskopem w Chorwacji. Miličević był naukowcem o rozległych zainteresowaniach. Przede wszystkim był jednak mnichem. W Blacy tradycja ta przekazywana była przez wieki. I to najczęściej w obrębie rodziny. Bratanek kolejnego opiekuna Blacy jechał do Wiednia studiować teologię, a potem wracał i sam stawał się kustoszem pustelni. Don Nikola był także astronomem i pisarzem. W pustelni miał obserwatorium astronomiczne, miał księgozbiór na 12.000 woluminów (niektóre księgi to unikaty pisane w głagolicy, dużo książek astronomicznych i rozpraw o rolnictwie). Z tego odosobnionego miejsca korespondował z naukowcami z całego świata. Wystawiona jest jego korespondencja z Wiedniem, Waszyngtonem i innymi miejscami. Moją uwagę przykuło jednak pięknie ilustrowane dzieło autora o swojsko brzmiącym nazwisku, Nicolaus Copernicus.
Mój przewodnik uśmiechnął się złośliwie:
- Ten Copernicus to Czech.
Odgryzłem się: - Niektórzy mówią, że Niemiec – Ciekawe, co by powiedział, gdyby się dowiedział, że Kopernik tak naprawdę była kobietą.
Duże wrażenie robi pomieszczenie kuchenne. Z zewnątrz pustelnia wygląda jak dobudowana do skały. W rzeczywistości stanowi z nią jedność. Połowa kuchni to pieczara w skale z paleniskiem i wydrążonym nad nim 7-metrowym kominem, a połowa dobudowany pokój. Dzięki takiej naturalnej klimatyzacji, w eremie przez cały rok panuje wyrównana temperatura, w lecie jest przyjemnie chłodno, a w zimie przyjemnie ciepło. Ponadto, piękne widoki z okna, góry i morze, rekompensują samotność.
Pustelnia jednoczyła pobliskie wspólnoty mieszkańców. Była tu i szkoła podstawowa i kościółek. Do dzisiaj w pierwszą sobotę po Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny schodzą się tu pielgrzymi z okolicznych wiosek i odbywa się jedyna w ciągu roku msza święta.
Na tym względnie niekorzystnym terenie mnisi stworzyli wysoko rozwiniętą wspólnotę duchową i gospodarczą. Byli prawie samowystarczalni. Uprawiali pszenicę, oliwki, winorośl, hodowali pszczoły i owce. Gdy czegoś nie umieli wytworzyć, kupowali to na zewnątrz, ale zawsze bez użycia pieniądza. Tylko na zasadzie wymiany, towar za towar. Zobaczyłem sierp i postanowiłem się pochwalić, że już wiem jak jest sierp po chorwacku:
- Srp – mówię.
- Nie srp, tylko „serp” (coś jak Serb) – sprostował mój przewodnik. W piśmie może i nie ma samogłosek, ale w wymowie słychać je wyraźnie.
To było fascynujące doświadczenie. Pustelnia Blaca jest prawdopodobnie najciekawszym miejscem na wyspie Brač, ale pora się zbierać. Niestety, droga z powrotem jest pod górkę, ale jakoś doczłapałem. W międzyczasie samochód zamienił się w piekarnik. Pootwierałem drzwi, rozkręciłem klimę na maksa i po 5 minutach już dało się wejść.
Wracałem trochę dłużej. Natknąłem się na krowy samodzielnie wracające do domu. I tak jak starsze krowy przed samochodem spokojnie schodziły na bok, tak nijak nie mogłem wyminąć młodego cielaczka. Bał się samochodu i uciekał środkiem drogi. W końcu się zmiłował i uciekł na górę.
Dalej wygodną drogą pojechałem do Bol. Droga jest może wygodna dla doświadczonego kierowcy, ale ja nigdy nie jeździłem pod górkę lub w dół serpentynami górskimi. Po pewnym czasie staje się to męczące. Droga jest niby normalna, tyle, że ma 20 zakrętów w ciągu 5 minut. Ma piękny, gładki asfalt, pobocze i rów, zupełnie jak w Polsce, z tą różnicą, że rów jest w zasadzie przepaścią. Widoki wspaniałe, ale w zasadzie ich nie zauważałem. Musiałem się skupić na kierowaniu. Nie było marginesu błędu w rodzaju, że jak się pomylę, to najwyżej wjadę w pole. Rozśmieszyło mnie ograniczenie prędkości – 60 kilometrów na godzinę. W Polsce mam problem, żeby zbytnio nie przekraczać prędkości, tutaj miałem problem, żeby w ogóle osiągnąć te 60 kilometrów na godzinę. Dopiero po kilku dniach byłem w stanie jeździć na poziomie chorwackich ograniczeń prędkości.
Plaża Zlatni Rat. To, co z Vidovej gory wydawało się rajską, piaszczystą plażą, okazało się, charakterystyczną dla Chorwacji, plażą kamyczkową. Kamyczki są jednak na tyle drobne, że nie przeszkadzają w spacerach lub plażowaniu.
Widok z plaży na Vidovą gorę (góra z lewej strony z masztem telewizyjnym).
Na nasady plaży Zlatni Rat, w jej wschodniej części, jest plaża dla naturystów.
Plaża Zlatni Rat to raj dla kitesurferów. Pan miał trochę trudności z postawieniem latawca.
To co było malutkie z Vidovej gory, tutaj okazało się ogromną plażą. Nawet stojąc na krańcu plaży, ciężko mi było zrobić zdjęcie, przy użyciu standardowego obiektywu, żeby morze było widoczne i z lewej i z prawej strony plaży.
Gdy już panu się udało postawić latawiec, zaprezentował efektowny odjazd. Nie sądziłem, że kite’y są tak szybkie. W zasadzie po minucie był w połowie drogi pomiędzy wyspą Brač a wyspą Hvar.
Dość plażowania. Trzeba się zbierać, bo mi ostatni prom odpłynie. Powrót był odpoczynkowy. Po serpentynach w okolicy Bolu, spodziewałem się podobnych serpentyn w pobliżu Supetar. W końcu jakoś trzeba zjechać na niżej położone wybrzeże. Tu jednak okazało się, że zjazd do Supetar to po prostu długa prosta w dół. Można wyłączyć silnik, a samochód sam jedzie w dół na autopilocie bez żadnego skrętu.
Smutno odpływać z tego wspaniałego miejsca, gdzie przyroda, historia i ludzie tak zgodnie współżyją. Szkoda opuszczać te piękne krajobrazy wyspy Brač, ale nie ma wyjścia, gdy chce się obejrzeć piękne krajobrazy również gdzie indziej.
Praktykalia, czyli jak powyższe zrealizować w praktyce:
Prom na wyspę Brač:
Połączenia promowe Jadroliniji z wyspami opisałem w poprzednim odcinku. Bilet powrotny kupowałem w Supetar.
Komunikacja na wyspie Brač:
Po wyspie podróżowałem samochodem, co jest najwygodniejsze. Teoretycznie moją trasę można przejechać przy użyciu transportu publicznego, jednak wycieczka po wyspie wydłużyłaby się wtedy do kilku dni. Również odcinki piesze byłyby wtedy dłuższe. Gdyby jednak ktoś chciał skorzystać z autobusów, powinien odwiedzić poniższą stronę:
https://www.autotrans.hr/en-us/home - komunikację autobusową na wyspie zapewnia Autotrans. To również największy przewoźnik autobusowy w Chorwacji. Na stronie Autotrans możemy sprawdzić rozkłady i kupić bilety autobusowe. Na przykład, z Supetar do Bol jest 8 autobusów dziennie, podróż trwa 1h-1h10 min., bilet kosztuje 40 kun (ok. 21 zł). Opłaca się od razu kupić bilet powrotny, 50 kun (ok. 26 zł). Z Supetar do Škrip odjeżdżają tylko dwa autobusy dziennie, w dodatku z samego rana, podróż trwa 15 minut, koszt 22 kuny (ok. 12 zł). Do Nerežišća z Supetar dojedziemy autobusami, które zmierzają w kierunku Bol, 15-20 minut, 22 kuny (ok. 12 zł).
Informacja turystyczna wyspy Brač:
http://moj-otok.com/wp/bracinfo/ - dobra strona turystyczna, niestety w większości po chorwacku.
http://www.bracinfo.com/pl/ - komercyjna strona turystyczna wyspy Brač.
http://www.visitbrac.com/ - inna komercyjna strona turystyczna wyspy.
Informacja turystyczna Supetar:
http://www.supetar.hr/en/home.html - bardzo dobra strona informacji turystycznej Supetar.
http://www.supetar.hr/images/stories/do ... ta-mad.pdf - 36 stron przewodnika po Supetar do ściągnięcia (po angielsku, niemiecku, francusku).
http://www.bracinfo.com/pl/supetar/mapa-supetar.htm - plan turystyczny Supetar do pobrania.
Informacja turystyczna Bol:
http://www.bol.hr/en - strona informacji turystycznej Bol.
http://www.bol.hr/info.pdf - w pdf; wszelkie możliwe użyteczne adresy w Bol, telefony i strony internetowe; 9 stron spisu hoteli, kempingów, restauracji, kawiarni, cukierni, sklepów, supermarketów, agencji turystycznych, stacji benzynowych, banków.
http://www.bracinfo.com/pl/bol/mapa-bol.htm - plan Bol.
Škrip:
Muzeum Wyspy Brač w Škrip czynne jest codziennie od 8 do 20. Bilet wstępu kosztuje 15 kun (ok. 8 zł), 5 kun (ok. 3 zł) dla dzieci do lat 14. Można tu nabyć ilustrowany przewodnik po wyspie Brač za 130 kun (ok. 69 zł) wydawnictwa Biseri Jadrana (po angielsku). Warto.
Dojazd do Pustelni Blaca:
Na mapie Googla, nawet przy największym zbliżeniu, droga do pustelni nie jest oznaczona. Widoczna jest tylko asfaltowa droga nr 6191. Z niej trzeba skręcić w prawo w drogę gruntową (zaznaczona na czerwono na poniższym zdjęciu). Po ok. 3-4 km będzie parking. Stąd, już tylko ok. 2,5 km spaceru w głąb Doliny Blaca (zaznaczony na niebiesko na poniższym zdjęciu).
Droga gruntowa jest widoczna na zdjęciu satelitarnym:
http://www.otok-brac.info/lokacije2/kar ... _karta.gif - inna mapka dojazdu do Pustelni Blaca.
Pustelnia jest otwarta codziennie, z wyjątkiem poniedziałków, od 8 do 17. Bilet kosztuje 40 kun (ok. 21 zł).